Kultura » Muzyka
Recenzja albumu „Backspacer” Pearl Jam'u
Zobacz więcej zdjęć » |
„Backspacer”, dziewiąty studyjny album Pearl Jam – kultowej kapeli z Seatle, to płyta dobra, a chwilami bardzo dobra. Choć pewnie nie wszystkim fanom będzie się podobała spora dawka rock’n’rolla, jaką serwują Eddie Vadder i spółka.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Pierwsze cztery utwory: „Gonna See My Friend”, „Got Some”, „The Fixer”, „Johnny Guitar”, a także numer 8 czyli „Supersonic” i numer 10 – „Force of Nature”, mają swoje źródło w rock and rollu: silny rytm, pełna energia i mocny głos Eddie’ego Dostajmy też ballady: trochę słodką „Just Breathe”, pięknie rozwijającą się „Unthought Known”, która jest chyba najlepszym utworem na całej płycie, przypominająca stary Pearl Jam „Speed of Sound” czy wreszcie będącą pożegnaniem (?) „The End”. Jest jeszcze zawieszona pośrodku kompozycja„Amongst The Waves”. Razem jedenaście piosenek, których muzycy Pearl Jam nie muszą się wstydzić.
Dodajmy, że to najkrótsza płyta studyjna w dyskografii Pearl Jam, trwa tylko 36 minut z sekundami. Co to oznacza? Zważywszy na tytuł album (backspacer – klawisz cofania, ew. kasowania), tytuł ostatniej piosenki „The End” oraz końcowe słowa śpiewane przez Eddie’ego: „you see, my dear, the end, comes near, I’m here, but not much longer” – aż boimy się zastanawiać… Nie ma co, lepiej posłuchać „Backspacer”, bo warto.
Album poleca Salon Kulturalny.
Nadesłał:
puella
|
Komentarze (0)