Kultura, sztuka » Kultura

Recenzja książki "Człowiek, który gapił się na kozy"

Recenzja książki "Człowiek, który gapił się na kozy"
Zobacz więcej zdjęć »
Historie opowiadane przez Ronsona w „Człowieku, który gapił się na kozy” mogłyby być śmieszne, gdyby nie były prawdziwe. I gdyby nie tragedie, które pojawiają się w tle.

Już tytuł tej książki przyciąga, intryguje i – co tu kryć – zadziwia. A to dopiero początek – w miarę czytania zdziwienie i zaciekawienie rosną proporcjonalnie do liczby przeczytanych stron. Książka „Człowiek, który gapił się na kozy” Jona Ronsona, przed czterema laty absolutny bestseller w Stanach Zjednoczonych, to jedna z najdziwniejszych, ale i najbardziej wciągających „historii prawdziwych”.

Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:

W 1977 pułkownik Jim Channon, przekonał Pentagon, by opłacił jego badania nad nowymi technikami prowadzenia walki. Przez dwa lata przygotowywał ideę armii posługującej się technikami telekinezy, niewidzialnością, zabijaniem wzrokiem, parapsychologią i innymi typami broni, znanej przede wszystkim miłośnikom literatury fantastycznej. Armia amerykańska nie odesłała jednak płk. Channona na obserwację psychiatryczną, tylko rozpoczęła pracę nad wdrożeniem jego idei… Choć to niewiarygodne, projekt Channona w różnych wariantach i modyfikacjach był rozpracowywany przez amerykańskich wojskowych przez ponad 20 lat. Groteskowy obraz poważnych wojskowych zastanawiających się nad przenikaniem przez ściany oczywiście śmieszy, ale niektóre efekty „planu Channona” okazały się tragiczne i przerażające…

Jon Ronson, amerykański dziennikarz i dokumentalista, postanowił zbadać dokładnie skutki wdrażania w życie idei pułkownika Channona. „Człowiek, który gapił się na kozy” to efekt jego dziennikarskiej pracy. Materiały do książki zbierał przez dwa i pół roku. Rozmawiał z naukowcami, wysokiej rangi oficerami armii amerykańskiej, ale też z wizjonerami, ezoterykami, magami, szarlatanami i przeróżnymi dziwakami, balansującymi często na granicy szaleństwa. Najbardziej zaskakujące jest, że te dwa tak pozornie różne światy w Stanach Zjednoczonych mają wiele powiązań i dość często przenikają się w zadziwiających konfiguracjach…

Przy okazji badania przedziwnego „planu Channona” Ronson pokazuje dość zaskakujący obraz Ameryki skażonej wielką, narodową paranoją New Age, zakochanej w teoriach spiskowych i szalonych kaznodziejach . Bezlitosne obnażanie amerykańskich absurdów i powszechnej, intelektualnej infantylności zbliża książkę Ronsona do dorobku filmowego Michaela Moore’a. Jego „Zabawy z bronią” czy „Fahrenheit 911” – podobnie jak „Człowiek, który gapił się na kozy” – pokazują nam Amerykę jakiej raczej nie znamy. I jakiej raczej nie chciałaby znać większość Amerykanów.

Historie opowiadane przez Ronsona w „Człowieku, który gapił się na kozy” mogłyby być śmieszne, gdyby nie były prawdziwe. I gdyby nie tragedie, które pojawiają się w tle. Oto doktor politologii Courtneya Browna w radiowym programie „Coast-to-Coast AM” snuje dziwaczne rozważania o mieszkających w podziemnych bunkrach Marsjanach i ich planowanym przylocie na Ziemię. Gdy z emfazą opowiada, że widzi na zdjęciu komety Hale’a-Boppa towarzyszący jej sztuczny obiekt, tysiące osób zaczyna przygotowywać się na spotkanie z kosmicznymi braćmi. W tej grupie jest Marshall Applewhite, który zakłada grupę Bramy Niebios. Aby jak najszybciej dostać się na marsjański statek, razem z 38 swoimi uczniami zażywa truciznę… Dr Courtney Brown nadal kontynuuje swoją karierę naukową i paranaukową… A w programie „Coast-to-Coast AM” koniec świata wieszczy major Ed Dammes, emerytowany oficer wywiadu armii amerykańskiej.

Mimo potężnej dawki niezwykłości i dziwności, książka Jona Ronsona to nie literatura SF, tylko publicystyka społeczna najwyższej próby. Świetna lektura dla wszystkich, lubiących lekko ironiczne spojrzenie na współczesny świat i jego problemy. Książka, którą powinni przeczytać koniecznie wszyscy, dla których Stany Zjednoczone są ucieleśnieniem wymarzonej ziemi obiecanej, krainą spełnionych marzeń. Po lekturze „Człowieka, który gapił się na kozy” uważamy, że w tym gronie amerykofilów powinien znaleźć się pewien ex-polityk, znany z zamiłowania do solarium. Jego rojenia o talibach lądujących w Klewkach z walizkami pełnymi zabójczego wąglika w Polsce wzbudziły gromki śmiech. W USA miałby szansę zostać co najmniej majorem wywiadu…

Polskiemu wydaniu książki „Człowiek, który gapił się na kozy” patronuje SalonKulturalny.pl



Redakcja CentrumPR informuje, że artykuły, fotografie i komentarze publikowane są przez użytkowników "Serwisów skupionych w Grupie Kafito". Publikowane materiały i wypowiedzi są ich własnością i ich prywatnymi opiniami. Redakcja CentrumPR nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Nadesłał:

puella

Komentarze (0)


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl
Opublikuj własny artykuł
Opublikuj artykuł z linkami

Kalendarium

Przejdź do kalendarium »

dodaj wydarzenie »

Ostatnio dodane artykuły

dodaj artykuł »