Kultura, sztuka » Kultura
Varsaviana – "Codzienność niegdysiejszej Warszawy"
Zobacz więcej zdjęć » |
Nowa książka Stanisława Milewskiego „Codzienność niegdysiejszej Warszawy" (wyd. Iskry) adresowana jest nie tylko do rodowitych warszawiaków, których zresztą nie ma tak wielu, jak mogłoby się wydawać. Przeszłość naszej stolicy powinna zainteresować każdego mieszkańca Polski, tym bardziej że praca Milewskiego jest naprawdę ciekawa.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
„Codzienność niegdysiejszej Warszawy" jest kontynuacją „Podróży bliższych i dalszych, czyli uroku komunikacyjnych staroci", „Intymnego życia niegdysiejszej Warszawy" i „Szemranego towarzystwa niegdysiejszej Warszawy" - niezwykle popularnego wśród czytelników cyklu autorstwa Milewskiego. Tym razem autor pokazuje nam codzienne, bardzo prozaiczne życie w XIX-wiecznej Warszawie, gdy przeciętna długość życia mieszkańców wynosiła... 33 lata. Podaje nam ceny w ówczesnych sklepach, pisze o warunkach pracy i mieszkania, formalnościach meldunkowych, sporo miejsca poświęca też kanalizacji miasta, która pozostawiała wiele do życzenia: ścieki w rynsztokach i ustępy na każdym podwórzu były powszechnym widokiem.
Ostatnia część książki „Codzienność niegdysiejszej Warszawy" to rysunki Franciszka Kostrzewskiego (1826-1911), o którym Bolesław Prus pisał w „Kurierze Warszawskim", że „notował tylko to z życia, co nadawało się do komedii, z której wyrywał pojedyncze i bardzo krótkie sceny, najczęściej rozgrywające się między dwiema osobami. Aktorowie tych scen rysowani byli niedbale, lecz byli prawdziwi i w tym leży wartość ich autora".
Stanisław Milewski (ur.1931). Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1954-1965, pracował w administracji Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN, współpracując w tym czasie z kilkoma czasopismami. Następnie przez ćwierć wieku pracował w „Gazecie Prawniczej" jako sekretarz redakcji i zastępca redaktora naczelnego. Specjalizował się w historii przestępczości i wymiaru sprawiedliwości, pisując też przez wiele lat reportaże i sprawozdania z głośnych procesów sądowych. Autor dwunastu książek.
Fragment książki
W 1879 roku, gdy tylko prezydent Sokrates Starynkiewicz zapoznał się z projektem wodociągów i kanalizacji przedstawionym przez Lindleya - rozesłał go do warszawskich gazet, zachęcając do publicznej dyskusji nie tylko specjalistów, ale i zwykłych mieszkańców miasta; napisał nawet do niego wstęp (...). W istocie Starynkiewicz skomplikował sobie życie. Rozpętał bowiem dyskusję, w której ostro ścierały się interesy rozmaitych koterii i środowisk. (...) Wszyscy rzekomo troszczyli się o to, by kanalizację i wodociągi przeprowadzić jak najmniejszym kosztem, a w rzeczywistości - by z tych kwot uszczknąć jak najwięcej dla siebie i „swoich". (...) W takim zamęcie krzyżujących się interesów trzeba podkreślić wielką determinację Starynkiewicza, że potrafił przeforsować najnowocześniejszy projekt Lindleya, który stawiał Warszawę w rzędzie kilku innych, o wiele bogatszych, metropolii. Na taki luksus i ekspens nie zdobyła się nawet stolica Cesarstwa.
Wodę z Wisły zamierzano czerpać nieopodal Czerniakowskiej. Sześć przewodów ssących o średnicy 36 cali zakończonych dziurkowanymi głowicami, czyli „smokami", miało ją pobierać wprost z nurtu, a pompy parowe tłoczyć do Stacji Filtrów zlokalizowanej na Koszykach (...). Tu woda miała być czyszczona, a następnie rozprowadzana po mieście. Zakład na Czerniakowie i Filtry na Koszykach zostały uruchomione w połowie 1886 roku (...). W 1888 roku sieć kanalizacyjna liczyła już 27 kilometrów na 31 ulicach, z których stopniowo znikały głębokie rynsztoki, dotychczas pełne smrodliwych ścieków.
Mieszkańcy Warszawy chwytali się każdej okazji, byleby tylko zarabiać na utrzymanie. Oczywiście z wyjątkiem „złotej młodzieży", która żyła z ojcowskich na ogół funduszy. Kontyngens panów Letkiewiczów, jak ryczałtem określała prasa różnych obiboków, żyjących z hazardu, nierządu lub nie wiadomo z czego, zawsze był w mieście bardzo liczny. (...)
Na posadę biurową raczej trudno było liczyć od czasu, gdy prawie na wszystkich urzędach osadzili się Rosjanie. Swoim płacili różnie: (...) prezes Warszawskiego Komitetu Cenzury zarabiał 5800 rubli rocznie, starszy cenzor - 2500, a młodszy - 1500 rubli, ale już (...) - naczelnik rewiru w policji dostawał tylko 350 rubli rocznej pensji. Mieli też dodatki za pracę poza Cesarstwem i oczywiście do tego jeszcze brali łapówki zależnie od „czynu". (...)
SK
Nadesłał:
puella
|
Komentarze (0)