Firma » Finanse
Zolkiewicz & Partners: Jesienne ruchy tektoniczne i mega-trendy na GPW.
Wielu ludzi zastanawia się, czy na giełdzie obecnie jest drogo czy tanio. Jednak z analizy przeszłości wiemy, iż wysokie lub niskie wskaźniki fundamentalne nie wskazują tego, w którym kierunku giełdy podażą w kolejnym roku lub dwóch. Przecież gdyby wskazywały, ci, którzy je śledzą byliby bardzo zamożni…
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Obecnie wskaźnik P/E (cena do zysku) dla większości polskich indeksów waha się w przedziale 14-15. Oznacza to, iż „kupując indeks” zyskujemy corocznie około 7% stopę zwrotu – i to przy konserwatywnym założeniu, że zyski spółek nie wzrosną w kolejnych latach. W USA wskaźnik P/E dla indeksu S&P 500 wynosi ok. 23, ale prognozowany na czwarty kwartał 2017 r. to już około 18 – i jest to tylko trochę wyżej niż historyczna średnia. Wszyscy zapominają jednak, iż analizowanie wskaźników giełdowych w oderwaniu od poziomu stóp procentowych nie ma sensu. A stopy obecnie są rekordowo niskie. Jeśli pozostaną niskie w kolejnych latach – okaże się, że na giełdach wcale nie jest drogo.
W II i III kwartale 2017 na warszawskiej giełdzie można zaobserwować kilka mega-trendów kształtujących ceny. Pierwszym z nich są nieustanne bardzo duże napływy nowych środków do światowych i europejskich pasywnie zarządzanych funduszy typu ETF. Część tych środków trafia na GPW co wywołuje stałą presję na wzrost dużych spółek (WIG20), będących w obrębie zainteresowania zagranicznych funduszy. Dlatego też duże spółki w okresie wakacyjnym zachowywały się znacznie lepiej niż małe i średnie.
Kolejnym mega-trendem jest migracja środków pieniężnych z nisko oprocentowanych lokat bankowych, na których Polacy wciąż trzymają setki miliardów złotych, do innych klas aktywów. Jest to najbardziej konserwatywny kapitał – który jednak nie kieruje się na GPW, a na rynek mieszkaniowy. Giełdowi deweloperzy sprzedają obecnie historycznie rekordowe ilości mieszkań, w dodatku często kupowane są one za gotówkę, bez udziału kredytu bankowego. Kapitał ten płynie też do funduszy obligacyjnych oraz ochrony kapitału, lecz jeszcze nie do funduszy akcji. Mieszkania i instrumenty dłużne w długim terminie zawsze są błędną inwestycją w porównaniu do akcji. Inwestorzy są jednak wciąż pod silnym wpływem psychologicznym wydarzeń historycznych, takich jak kryzys z 2008 roku. Należy pamiętać też o tym, że pod koniec każdej poprzedniej hossy na giełdzie było tak drogo, że ciężko było znaleźć inwestycje, których kupienie miało sens. Obecnie widać dużo atrakcyjnych inwestycji.
Jednym z ciekawszych zjawisk na warszawskiej giełdzie jest fascynacja inwestorów (zarówno indywidualnych, jak i profesjonalnych) nowymi technologiami. Mamy do czynienia z czymś, co można określić jako „bańka innowacji”. Każdy pomysł i start-up, który zostanie dobrze opakowany, w prezentację PowerPoint prezentującą wykresy ze wzrostem wykładniczym – zyskuje finansowanie jakiego szukał. Szczególnie dobrze widoczne jest to w branży gier komputerowych czy też w branży start-upów medycznych. Inwestorzy wciąż myślą, że w firmach med-techowych znaczenie ma technologia, a nie ludzie i umiejscowienie firm na rynku. Cyfrowa transformacja gospodarki jest oczywiście pożądanym zjawiskiem, jednak podsycana przez znaczące środki unijne i publiczne oraz przez modę wśród profesjonalnych inwestorów – wywołuje presję na cenę prowadzącą do przewartościowania. Jest to dobre dla gospodarki – przemysł radiowy, samochodowy czy internetowy także tworzyły się w warunkach bąbli inwestycyjnych. Inwestorzy co prawda nie zarobili na tych wynalazkach pieniędzy – jednak byli katalizatorem do ich szybkiego upowszechnienia w gospodarce. Co ciekawe – na polskiej giełdzie wciąż są obszary bardzo niskich wycen, gdzie dobre spółki można kupić za kilkukrotny roczny zysk – są one jednak ukryte w nudnych branżach, jak przemysł, produkcja czy branża spożywcza.
Także regulacje kształtują sytuacje na GPW. Rynek żyje regulacją zwaną MIFID II, mającą obowiązywać od 2018 roku. Pod jej presją były notowania wszystkich notowanych na GPW towarzystw funduszy inwestycyjnych. MIFID II miał za zadanie rozdzielić działalność brokerską od analitycznej, a w przypadku Polski także zmniejszyć opłaty w najdroższych funduszach otwartych. Nie ma jednak co liczyć na duże zmiany. Polski rynek sprzedaży funduszy inwestycyjnych jest zmonopolizowany – niemal wyłączność na sprzedaż funduszy, także niezależnych, mają banki oraz firmy pośrednictwa finansowego należące do banków. Dystrybuowane są tylko najdroższe rozwiązania przysparzające najwyższych prowizji sprzedawcom. Te najtańsze i najlepsze dla klienta muszą sobie „radzić same”. MIFID II tego nie zmieni. W zachodnim świecie biznesy finansowe łączą doświadczenie oraz zaufania otoczenia. W Polsce niestety doświadczenia (także po stronie konsumentów) jest za mało, a czynniki prawne sprawiają, że to banki cieszą się większym zaufaniem. Co więcej każą sobie za to słono płacić oraz zawsze znajdą sposób by zarobić ponad przeciętną, obowiązującą poza granicami naszego kraju. Branża funduszy inwestycyjnych, zarządzający nimi oraz biura maklerskie przygotowują się na wprowadzenie płatnych analiz rynkowych wraz z wprowadzeniem MIFID-u. Obecnie biura maklerskie świadczą na rzecz funduszy usługi researchu w zamian za obroty, jakie fundusze generują handlując papierami wartościowymi. To oczywiście wątpliwy proceder, ponieważ kiedy broker zarabia na obrotach to zależy mu na ich wygenerowaniu – stąd rekomendacje pojawiają się tylko dla płynnych spółek (a nie tanich) i co kilka miesięcy zmieniają się z „kupuj” na „sprzedaj” i odwrotnie. W praktyce zapewne opłaty za zlecenia maklerskie od funduszy spadną (choć wiele domów maklerskich będzie się temu opierało) – a rynek ten ulegnie dalszej komodytyzacji. MIFID II wchodzi w całej Europie, w Londynie już teraz największe banki inwestycyjne takie jak Goldman Sachs zaanonsowały swoje ceny za research i wynoszą one w przypadku najbardziej renomowanych instytucji od kilku do kilkunastu tysięcy funtów miesięcznie za „pełen pakiet”. W Polsce spodziewam się początkowo cen rzędu od małych kilku do kilkunastu tysięcy złotych (dla OFE i największych funduszy) miesięcznie. Ceny te zaczną szybko spadać w ramach wzrastania konkurencji, która na tym rynku w końcu może się pojawić i urosnąć w odpowiednią przeciwwagę. Tak jak rynek przekazywania zleceń maklerskich tak samo rynek analiz inwestycyjnych jest już w dużej mierze wystandaryzowany i prawdziwą przewagę inwestycyjną można obecnie osiągnąć głównie na polu behawioralnym. Każdy koncentruje się na gromadzeniu i przetwarzaniu danych, niewielu koncentruje się na racjonalnym osądzie i gromadzeniu wiedzy oraz doświadczeń.
Nadesłał:
UnicornMedia
|
Komentarze (0)