Społeczeństwo » Społeczeństwo
Dobra, czyli zła opinia…
Wydawać by się mogło, że prawdy te, powtarzane prawdopodobnie już od dnia, kiedy pierwszy samochód wyjechał na publiczne drogi, są przez wszystkich respektowane i szanowane. Wydawać by się mogło… Życie jednak dalekie jest od ideału.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Oto warszawska arteria, jedna z najruchliwszych w mieście. Pada obfity śnieg a drogowców z pługami śnieżnymi jak zwykle nie widać, toteż pojazdy poruszają się z umiarkowaną prędkością, mało kto próbuje wyprzedzać, a gdy to czyni, robi to bardzo „delikatnie”, bez gwałtownych ruchów kierownicą. Nagle dostrzegam w lusterkach jakieś zamieszanie na jezdni. Ktoś szaleńczym rajdem usiłuje przedrzeć się do przodu. Już po chwili jest za mną. Na pierwszy rzut oka widać, że ten kierowca nie ma najmniejszego pojęcia o jeździe samochodem, a braki w umiejętnościach pokrywa brawurą i chamstwem, licząc widocznie, że mądrzejszy zawsze ustąpi idiocie.
Wjeżdżamy na niezaśnieżony odcinek drogi. Widocznie ktoś w porę posypał go solą, bo asfalt jest czarny, choć bardzo mokry. Szalony kierowca ciśnie gaz do dechy i nagle, jak zły duch, wyprzeda mnie „po wewnętrznej”, najeżdżając przy tym na chodnik, przekraczając linię ciągła i zapominając o kierunkowskazach. Łamie więc co najmniej 4 ważne przepisy ruchu drogowego i wciska się pomiędzy jadące wolniej pojazdy, przeganiając je przy tym błyskami świateł drogowych i klaksonem! Nie wierzę oczom!!! Samochód ten jest oklejony od góry do dołu nie emblematami typowymi dla pojazdów uprzywilejowanych, lecz – reklamami jednego z największych światowych koncernów, który w spotach telewizyjnych pozuje na bardzo dbający o swoich i potencjalnych klientów! Inne napisy pokazują, że jest to pojazd służbowy tego koncernu!
Gdy ochłonąłem po wariackim rajdzie szalonego szofera, przyszła chwila refleksji. Nie był to ani pierwszy, ani jedyny przypadek urządzenia sobie przez kierowcę służbowego auta szaleńczej eskapady, połączonej z łamaniem wszystkich przepisów, które da się w danej sytuacji złamać, o zdroworozsądkowych zasadach nie wspominając. Wręcz przeciwnie. Kierowcy firmowych aut zachowują się na drogach co najmniej karygodnie, nie szanują ani powierzonego im pojazdu, ani – innych uczestników ruchu drogowego, a o kodeksie drogowym pewno już dawno zapomnieli i pamiętać nie chcą.
Dziwi mnie w tym wszystkim jedno. Przecież każde służbowe auto nie jest anonimowe, a „podpis” jego właściciela jest na nim zawsze bardzo wyeksponowany. Dlaczego więc ci właściciele godzą się na to, żeby ich pracownicy w sposób niezwykle niebezpieczny psuli wizerunek ich firm? Może w ten sposób chcą zwrócić uwagę na logo i swoje produkty, w myśl zasady: „Nie ważne, jak nas widzą, byleby zwrócili uwagę”? A może nie stać ich na zatrudnianie fachowego personelu i angażują do pracy każdego, kto chce zarabiać mniej, niż inni, nie patrząc na jego kwalifikacje? Bo chyba spraw doboru pracowników nie oddają w ręce nieprofesjonalnych lub – przekupnych rekruterów, a ci – zamiast dbać o dobro firmy, angażują do pracy swoich znajomych albo przypadkowych kandydatów, nie interesując się ani ich wiedzą, ani umiejętnościami? Czy, widząc kompletnie nie nadającego się wykonywania powierzonych mu obowiązków pracownika takiej firmy, można mieć do niej i do jej wyrobów jakiekolwiek zaufanie? Ja go nie mam i myślę, że wiele osób też nie ma, albo lada chwila straci. Bo jeżeli ta firma zatrudnia dyletanta na bardzo eksponowanym stanowisku kierowcy samochodu służbowego, to jak bardzo niefachowy personel pracuje tam, gdzie go nie widzą postronne osoby?
Wstyd i hańba, drodzy szefowie wielkich i mniejszych firm! Wstyd przynoszą wam zatrudnieni przez was kierowcy służbowych aut. Hańba – że się na to godzicie. Czy wiedzą o tym udziałowcy tych firm? Pewno nie. I tylko dziwią się, że mimo wspaniałych reklam obroty i dochody nie rosną, a wręcz przeciwnie. Szkoda, że nie biorą pod uwagę, iż na dobrą lub złą opinię o firmie pracują nie fachowcy od PR, ale – zwykli, szarzy pracownicy, których łatwiej dostrzec, niż wielkie kolorowe billboardy, wiszące na kilkunastometrowej wysokości.
Nadesłał:
bobcat
|
Komentarze (0)