Kultura » Kultura
"Dzieci umarłych" - recenzja książki
Zobacz więcej zdjęć » |
Skrywająca się przed światem za ścianą mizantropii laureatka Nagrody Nobla Elfriede Jelinek od zawsze w swojej twórczości poddaje ostrej krytyce austriackie społeczeństwo. Jednak w wydanej po raz pierwszy w Polsce powieści „Dzieci umarłych” (W.A.B.) ta krytyka osiągnęła apogeum. Książka aż kipi od niechęci, żeby nie powiedzieć – nienawiści Jelinek do rodaków, a także Niemców. Autorka „Pianistki” nie zwykła oszczędzać swych czytelników, jej proza nie jest ani łatwą, ani przyjemną. Tylko że czytając liczące ponad 600 stron „Dzieci umarłych” trudno oprzeć się wrażeniu, że książkę pisała osoba bliska obsesji, ale z niezwykłą zdolnością językową.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Każde zdanie jest barokowo-naturalistyczną metaforą, która w odbiorcy może wzbudzać niepokój, złość, gniew albo obrzydzenie, lecz nikogo nie pozostawia obojętnym. Zacytujmy: „Noc upaja się tym młodym żywym ciałem, któremu niebawem ściągnie skórę, żeby w skórkę po kiełbasie wsadzić nowe mięso. Albo ułoży je w zamrażarce ziemi, żeby i ci, co przyjdą po nas, coś z niego mieli i mogli poszukać jego czaszki”.
Klasyczna fabuła w „Dzieciach umarłych” praktycznie nie istnieje, jej szczątkowe ślady są ledwie dostrzegalne pod kaskadą słów. Oto w Styrii, regionie Austrii, w którym do dzisiaj wspominają wojnę z sentymentem, w pensjonacie Alpenrosen i wokół niego odbywa się dance macabre, w którym uczestniczy trójka głównych bohaterów powieści: młody alpejczyk Edgar Gstranz , studentka filozofii Gudrun Bichler oraz wdowa Karin Frenzel. Początkowo nie wiemy, czy są oni jeszcze żywi, czy już umarli, czy raczej zmartwychwstali – to ostatnie przypuszczenie okazuje się zresztą najwłaściwsze. Niczym w horrorze (czy też ghost story) odbywa się więc taniec trójki zombie, uosabiających wszystkie ofiary Austrii, która w powieści Jelinek nie jest pięknym alpejskim krajem, ale jednym ogromnym cmentarzem.
W swojej makabrycznej powieści Jelinek jak zwykle krytykuje klasę średnią, jej zamiłowanie do pop-kultury i konsumpcjonizmu, lecz tym razem stawia nacisk przede wszystkim na zakłamanie austriackiego społeczeństwa, związki katolicyzmu z nazizmem, nierozliczenie się z wojenną przeszłością. Autorka metaforycznie przywołuje przeszłość Austrii i Niemiec, którą mieszkańcy obu tych państw – w większości – wyparli z pamięci. Tak, Elfriede Jelinek niewątpliwie jest kontrowersyjną pisarką, ale za to, że przypomina Austriakom o ich historii, należy jej się uznanie.
Choć oczywiście zawsze można zapytać, czy jej książki przypadkiem nie trafiają w próżnię. A tak właśnie sobie pomyślałem, gdy we wrześniu, w centralnym miejscu Wiednia, czyli przed pałacem Hofburg, widziałem tłumy Austriaków świętujących koniec winobrania. Było piwo, wino, wurst i skoczna muzyka – uczestnicy tej wielkiej zabawy raczej Jelinek nie czytali…
Patronat na polskim wydaniem „Dzieci umarłych” objął SalonKulturalny.pl
Nadesłał:
puella
|
Komentarze (0)