Kultura » Kultura
Kobieta zaklęta w kamień - recenzja
Zobacz więcej zdjęć » |
„Kobieta zaklęta w kamień” to kolejna książka Marty Fox skierowana – jak mówi autorka – do kobiet dojrzałych, przez co rozumie trzydziestolatki, czterdziestolatki i starsze. Książka już nie o trudnych problemach okresu dorastania, ale o konsekwencjach decyzji podejmowanych w tym momencie naszego życia, kiedy jeszcze nie w pełni mamy wykreowanego własnego „ja”.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Emilia, tytułowa kobieta zaklęta w kamień, pisze książki i prowadzi blogowe zapiski o „kobietach mądrych i szalonych, świętych i samotnych, kochających i wściekłych, cierpiących i upokorzonych”. Takich jak Frida Kahlo, Oriana Fallaci, Sydonia von Borck, Emily Dickinson, Anne Sexton, Marilyn Monroe czy Maria Skłodowska-Curie. Każda z nich jest dla Emilii ważna i dzięki tym fascynacjom poznajemy bliżej samą Emilię…
Na co dzień Emilia jest bardzo podobna do swych bohaterek, jednego dnia szczerze kochana i kochająca, drugiego czuje się odrzucona i samotna. Do tego cierpi na nieuleczalną sclerodermię – chorobę skóry, w wyniku której jej ciało stopniowo kamienieje.
Kiedy więc dowiaduje się o chorobie, postanawia przeanalizować swoje życie. Podświadomie czuje, że ową chorobę mogła sprowadzić na swoje ciało samoistnie, gdyż znane są fakty (doskonale przedstawione przez Alice Miller w „Buncie ciała”), iż konsekwencje zapierania się przed autentycznymi emocjami mają niewymierne skutki nie tylko dla psychiki, ale również dla ciała. Czas goi rany, lecz pozostawia blizny. Blizny, które osłabiają ciało i umysł i powodują powstawanie coraz bardziej enigmatycznych narośli, które rozrastają się jak trujący bluszcz i ponownie tworzą rany, znów zamieniające się w blizny. Błędne koło bólu i wewnętrznego poczucia samotności. Nawet wówczas, kiedy tak jak u boku Emilii, jest ktoś kto kocha i nowych ran nie zadaje.
Emilia jest zatem tylko z pozoru szczęśliwa z obecnym partnerem, sześćdziesięcioletnim Tomaszem. W jej głowie ciągle tkwi nieudane małżeństwo z pierwszym mężem Romanem, z którym ma dwie dorosłe już córki, Dorotę zajętą wychowywaniem syna i Małgosię pochłoniętą przez aktorstwo, które dla Emilii mają niewiele czasu. A syn Alan, spłodzony z krótkotrwałego związku z kolejnym partnerem Emilii – Filipem, postanawia dorosłe studenckie życie spędzić w Paryżu z ojcem, którego nigdy przy nim nie było. Wszystko to się na siebie nakłada, jak warstwy pleśni na zapomniane na oknie w kuchni ciasto, i zaczyna przeszkadzać Emilii tak bardzo, że chce za wszelką cenę odbudować relacje z najbliższymi, właśnie teraz, kiedy dowiaduje się o śmiertelnej chorobie.
Kto by chciał zostać zamieniony w kamień z grymasem bólu i niespełnienia na twarzy? Znacznie przyjemniej patrzy się na uśmiechnięty posąg, który obrazuje człowieka szczęśliwego, a śmierć wówczas staje się tylko kolejnym etapem naszego życia. Nie jest koniecznością. Nie jest ucieczką. Jest życiem po życiu.
Takie spokojne życie po życiu, chciała zapewnić sobie Emilia. Czy się jej to udało … o tym przekonajcie się już sami.
„Kobieta zaklęta w kamień” wbrew pozorom nie jest książką zapędzającą nas w czarne refleksje o przemijaniu. Historia Emilii uświadamia nam, jak ważne jest to, żeby żyć w komitywie z własnymi emocjami. Nie bać się mówić o tym ,co rani, czy kiedyś raniło, bo im prędzej opatrzymy się czystym szczęściem, tym mniejsze istnieje prawdopodobieństwo powstania blizn. Kobieta zaklęta w kamień emanuje siłą, jakiej wydawałoby się człowiek chory nie jest w stanie mieć, a jednak… udowadnia, że kiedy wyrzucimy z siebie złe emocje, to nawet droga ku schyłkowi okaże się łatwiejsza i zwieńczona uśmiechem na twarzy, nawet jeżeli miałaby ona być skamieniała.
Bo jak napisała Marta Fox na okładce książki „swojego szczęścia warto szukać zawsze i mimo wszystko”. Dodałbym jeszcze, że wszędzie.
Mariola Sznapka - Salon Kulturalny
Nadesłał:
puella
|
Komentarze (0)