Kultura » Kultura
Recenzja "Kapuściński non-fiction" - najgłośniejszej książki ostatnich tygodni
Zobacz więcej zdjęć » |
O żadnej książce ostatnio nie było tak głośno, jak o „Kapuściński non-fiction” Artura Domosławskiego. Znak zrezygnował z wydania tej biografii, opublikował ją za to Świat Książki. Pierwszy nakład – 45 tysięcy egzemplarzy – rozszedł się błyskawicznie, wydawnictwo musiało zrobić dodruk.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Duże zainteresowanie książką Domosławskiego jest zrozumiałe. Ryszard Kapuściński to, obok Stanisława Lema, najbardziej znany polski pisarz współczesny, uznany w Polsce za dziennikarza XX wieku, ceniony za „Cesarza”, „Szachinszacha”, „Imperium”, „Lapidaria” i inne książki. Miał i ma licznych wielbicieli swojej twórczości w Polsce, a jeszcze więcej w świecie, przede wszystkim w Ameryce Południowej, Meksyku, Hiszpanii i we Włoszech. Zdaniem wielu zasłużył na literacką Nagrodę Nobla, której jednak nie doczekał.
Czytając książkę Domosławskiego początkowo nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że autorowi przyświecała teza: „Kapuściński to wielki reporter i pisarz, ale nie aż tak wielki, jak wam się wydaje”. Lekturze towarzyszyły mieszane uczucia. Potem jednak przyszła refleksja, że mogło być inaczej, może Domosławski chciał nam powiedzieć, że Kapuściński pozostaje wielki, mimo swej niedoskonałości?
Niezależnie od intencji, jakie przyświecały Arturowi Domosławskiemu, przyznać trzeba, że dziennikarz „Gazety Wyborczej” bardzo poważnie i rzetelnie podszedł do tematu. Swoją książkę pisał trzy lata. Jeździł po świecie, rozmawiał z ludźmi, którzy autora „Cesarza” znali albo byli świadkami opisywanych przez niego wydarzeń. Zebrał bogatą dokumentację i literaturę. A wszystko po to, by pokazać, że prawdziwy wizerunek Kapuścińskiego – reportera i człowieka odbiega od tego, jaki mają w pamięci czytelnicy.
Powstała książka ciekawa, chwilami nawet bardzo, odsłaniająca mało znane fakty z życia Ryszarda Kapuścińskiego (np. przypominająca, jak doszło do publikacji „Cesarza” w Ameryce). Domosławskiego interesują jednak przede wszystkim rysy na portrecie swego mistrza. Znalazł ich całkiem sporo, a w skrócie można o nich tak powiedzieć: Kapuściński w swoich reportażach ubarwiał rzeczywistość, nierzadko mijając się z faktami; Kapuściński z reportaży to postać literacka, różniąca się od prawdziwego Kapuścińskiego – reporter kreował własną legendę; Kapuściński przyjaźnił się z niektórymi komunistycznymi notablami, bywał w Komitecie Centralnym, sam zresztą przez wiele lat należał do PZPR i długo wierzył w socjalizm, do czego się po 1989 roku niezbyt chętnie się przyznawał. I jeszcze jedna rysa – reporter sporządzał dla służb wywiadowczych Polski Ludowej analizy sytuacji w krajach Trzeciego Świata i charakterystyki niektórych osób mieszkających za granicą.
W zdecydowanej większości wszystko są to zarzuty, z którymi można i należy dyskutować. Np. chyba każdemu, kto pisze reportaże, zdarzyło się w mniejszym lub większym stopniu podbarwić opisywane wydarzenia (Wańkowicz potrafił z trzech różnych osób zrobić jedną fikcyjną, Marquez też wprowadzał fikcyjne postacie do swoich dziennikarskich tekstów). Najpoważniejsza sprawa to współpraca z wywiadem PRL-u, co niektórzy mogą odebrać w kategoriach zdrady. Tylko że znów można postawić pytania: czy gdyby odmówił, powstałby jego najlepsze książki? Bo paszportu w tamtych czasach za odmowę zapewne by nie dostał. I czy nie jest ważne to, że współpracując nikomu nie zaszkodził? Poza tym, co zauważa sam Domosławski, reporter przystał na współpracę z wywiadem w przekonaniu, że działa w słusznej sprawie, dla dobra ówczesnej Polski, w której żył i w którą wierzył.
Jeśli można mieć do Domosławskiego pretensje, to o to, że wszedł z butami w prywatne życie reportera i napisał o jego skomplikowanych relacjach z córką, a także przedstawił go nieomal jako macho uwodzącego kobiety.
Jako dziennikarz Domosławski miał pełne prawo napisać tę książkę. Ale czy jako przyjaciel Kapuścińskiego, bo tak o sobie mówi, powinien to robić?
Trudno też uwolnić od myśli, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby ta książka powstała kilkanaście lat później, a nie trzy lata po śmierci jej bohatera.
Każdy odczyta „Kapuścińskiego non-fiction” zgodnie z własnym sumieniem i światopoglądem. Dla nas Ryszard Kapuściński był, jest i pozostanie wielkim pisarzem. Teraz zaś, po lekturze jego biografii, jest nam jeszcze bliższy jako człowiek. A co do jego słabości i niedoskonałości, o których pisze Artur Domosławski – ten, kto ich nie ma, niech pierwszy rzuci kamieniem. Tak, tak, wiemy, są tacy, co już wyrok wydali.
Grzegorz Kozera - SalonKulturalny.pl
Nadesłał:
puella
|
Komentarze (0)