Kultura » Kultura
Wywiad z Izabelą Cywińską cz.II
Zobacz więcej zdjęć » |
Pierwsze efekty waszej pracy zobaczymy już w połowie listopada.
To będzie zarazem inauguracja jubileuszu osiemdziesięciolecia teatru. Począwszy od 14 listopada do 5 grudnia, w ciągu niecałych trzech tygodni, pokażemy trzy premiery. Zadanie trudne logistycznie, ale artystycznie uzasadnione. Ponieważ tyle się nagadałam, że chcę zmienić oblicze tego teatru, uznaliśmy, że jedna premiera, która wskazałaby kierunek zmian, byłaby niewystarczająca. I dlatego 21 listopada zobaczymy prapremierę "Trash Story" Magdaleny Fertacz w reżyserii Eweliny Pietrowiak, 5 grudnia "Szarańczę" Biljany Srbljanović w inscenizacji Natalii Sołtysik, a już 14 listopada polską premiera "Odejść" Václava Havla w mojej reżyserii.
Zamów artykuły sponsorowane na serwisie CentrumPR.pl w kilka minut, poprzez platformę Link Buildingu np.:
Najnowsza sztuka Havla była w Czechach nie tylko literackim wydarzeniem. Podobno Havel pisał "Odejścia" przez prawie dwadzieścia lat.
Przypuszczalnie pisał znacznie krócej, ale idea tego dramatu, jak głosi legenda, narodziła się już w latach 80. Rzecz jest dramaturgicznie bardzo ciekawa, karkołomna literacko i fascynująca w realizacji. Intrygująca jest zmienność, ale i paradoksalna przystawalność skrajnych gatunkowych konwencji, którą założył sobie autor. Świat rzeczywisty nicuje się z fantazmatami. Raz jest lirycznie, innym razem wulgarnie. Havel cytuje Czechowa i Szekspira, żeby postponować tę wspaniałą literacką frazę jakimś knajackim imiesłowem. Podniecająca przygoda.
"Odejścia" mówią o tym, jak trudno rozstać się z władzą.
To historia kanclerza, który musi opuścić zajmowaną dotąd przez niego rezydencję (oraz karierę), co z kolei prowokuje go do licznych, kwaśno-słodkich, ale także dowcipno-nienawistnych podsumowań.
Twoim zdaniem warto doszukiwać się w kanclerzu porte parole samego Havla? Podobno w sztuce znalazły się nawet fragmenty jego przemówień.
Nie warto. Oczywiście, do pewnego stopnia jest to niewolny od okrucieństwa autoportret jego osobistych doświadczeń, ale przede wszystkim wiwisekcja pewnego mechanizmu. Wiele rzeczy jest tu całkiem "od czapy", ale co chwilę nieodparcie przypomina się nam nasza rzeczywistość.
Czy byłej minister kultury Izabelli Cywińskiej również trudno było rozstawać się z władzą?
Nie przeżyłam traumy i pustki, która staje się udziałem bohatera "Odejść", bo natychmiast wróciłam do teatru. Bez wielkich tęsknot i sentymentów, za to z nowymi przyjaciółmi i z bagażem doświadczeń tak przydatnych reżyserowi.
Główną rolę w "Odejściach" zagra Piotr Fronczewski.
Jest w znakomitej formie! Poza tym żonę kanclerza gra Halina Łabonarska, którą przed laty angażowałam do teatru w Kaliszu jeszcze jako studentkę szkoły w Łodzi. Matkę zagra Danuta Szaflarska, zobaczymy także m.in. Krystynę Tkacz, Krzysia Tyńca, Artura Barcisia, Grzegorza Damięckiego, Jana Matyjaszkiewicza i Mariana Opanię.
Pomówmy o pozostałych premierach.
Natalia Sołtysik, która w poprzednim sezonie wspaniale wyreżyserowała "Szafę" według Mishimy w Teatrze Współczesnym, wystawi "Szarańczę" Biljany Srbljanović. To bolesna i dotkliwa sztuka, zarazem jeden z najwartościowszych tekstów napisanych dla teatru, który przeczytałam w ostatnich latach: opis ludzkiej szarańczy, międzypokoleniowej sztafety insektów zatruwających swoje życie toksynami lęku, nienawiści i desperacji.
Sztuka "Trash Story" Magdaleny Fertacz wygrała pierwszą edycję Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej.
Tym bardziej cieszę się, że wystawimy ten dramat właśnie u nas. "Trash Story" reżyseruje Ewelina Pietrowiak, która zrobiła już w Ateneum dwa interesujące przedstawienia: wspomnianą "Sonatę jesienną" Bergmana, a wcześniej "Pokojówki" Geneta. Poza tym znalazłam w tym tekście świetną rolę kobiecą, którą zadebiutuje w barwach Ateneum Jadwiga Jankowska-Cieślak.
Cywińska, Sławomira Łozińska jako p.o. dyrektora naczelnego, Sołtysik, Pietrowiak. Istny babiniec.
To nie z premedytacji, nie z wyboru. Tak się stało. Zanim podjęłam jakiekolwiek decyzje, odbyłam dziesiątki rozmów z młodymi reżyserami obu płci.
Młodymi?
Tak, zależało mi na tym, żeby nasz teatr określali młodzi, a nie tylko doświadczeni. W przeszłości też hołdowałam tej zasadzie: dużo wcześniej zanim krytycy podzielili teatr na "młody i stary". A jeśli chodzi o babiniec: na rozmowy zaprosiłam również kilku młodych reżyserów świeżo po debiucie, ale okazało się, że panowie, z którymi rozmawiałam, byli zdecydowanie mniej ciekawi od dziewczyn. Zapatrzeni w siebie. Być może oceniam tych chłopców niesprawiedliwe, bo trudno wyrokować o czyjeś osobowości po jednym czy dwóch spotkaniach, ale zaufałam swojej intuicji. A poza tym, czy płeć ma być cechą rozpoznawczą reżysera?
Często tak się właśnie dzieje. Co w przyszłym roku?
Marek Fiedor będzie robił u nas "Moją córeczkę" Różewicza, Andrzej Bubień z Sankt Petersburga wystawi jesienią Ostrowskiego, rozmawiam z Mają Kleczewską.
A Jan Klata? Roman Pawłowski w felietonie po ogłoszeniu twojej nominacji zarzucał, że masz (negatywną) obsesję na jego punkcie.
Wymyśliłam cykl, który chcielibyśmy adresować do młodzieży. Nazywa się "Tolerancja" i będzie poruszał tematy antysemityzmu, eutanazji, homofobii itd. - chętnie zgodziłabym się, żeby jednym z jego autorów był właśnie Klata. Nie lubię jego teatru, ale podoba mi się, że jest tak fantastycznie pobudzony społecznie. Przedstawienia Klaty, które widziałam (nie znam niestety najnowszych) wydawały mi się zawsze wielkim bałaganem, ale z zacnym przesłaniem socjologicznym lub politycznym. Poza tym Klata jest facetem zadziornym, ma charyzmę i fantazję. Byłby idealnym partnerem dla młodzieży.
Co się stało z legendarnym stolikiem do gry w kości w Ateneum. Stoi nadal?
Dlaczego miałabym go usuwać?
Bo stał się synonimem miernoty tego teatru.
Przesada. Stolik niczemu nie jest winien. Chodzi o to, żeby zacząć rozdawać widzom zupełnie nowe "kości" do gry. Rozpocząć nową grę.
Kości zostały rzucone?
Nie ma odwrotu.
Komentarze (0)